Zainwestuj w kapitał społecznościowy!

Inwestycja o której mowa w tytule, to ta z rodzaju długoterminowych. Jednak mogę zapewnić o tym, że się zwróci. Nie teraz, nie za miesiąc, a w swoim czasie. Kapitał społecznościowy to nic innego jak kumulacja zaufania względem naszych relacji ze znajomymi, subskrybentami, czytelnikami bloga itd. To suma naszych interakcji z nimi i tego jak odbierają nasze treści.

Dzisiejszy wpis to kolejny element układanki personal brandingowej, o której opowiadałem na Czwartku Social Media. W tym wpisie chciałbym jednak trochę rozwinąć myśl i wnioski, a także tym, którzy dopiero od niedawna mnie czytają podać parę linków do dodatkowych lektur.

Kapitał społecznościowy? A czy wcześniej nie było czegoś takiego jak opisany przez Pierre’a Bourdieu kapitału społecznego? Tak, jak najbardziej, ale wraz z rozwojem techniki wiele naszych kontaktów, relacji przeniosło się do sieci i stare zasady dotyczące tej teorii już powoli ulegają przedawnieniu. W tej chwili, jeśli chcemy tworzyć własną markę personalną, to sieci społecznościowe są do tego najlepszym narzędziem. Czyli co pokazuje, że zbieramy kapitałowe żniwo?

Jak uwidacznia się kapitał społecznościowy?

Warto się przyjrzeć temu jakie treści udostępniacie, na jakie najczęściej reagują Wasi odbiorcy. Wszelkie polecenia, rekomendacje, lubię to, retweety, a nawet redystrybucja Waszych treści, to pokazanie ich wartości.

W mediach społecznościowych płacimy nie tylko uwagą, ale również puszczeniem czyjejś treści w obieg, nadaniem jej wirusowego potencjału. Przekazując cudzy content dalej, doceniamy go. Jednocześnie jest to takie nieme „Hej, dzięki za fajny link”. W dłuższej perspektywie zaś zaczynamy podchodzić do obserwowanych osób/fanpage’y/marek z pewną dozą zaufania. Skoro dotąd serwowano nam dobre treści, to znaczy, że opłaca się poświęcić kilka cennych chwil na jego przeczytanie/przejrzenie, prawda?

Tak kumuluje się ta nieoficjalna waluta social mediowa. Poprzez partycypację w udostępnianych treściach i pokładanie zaufania w ich dostawcach.

Jak zdobywamy zaufanie?

Zarówno marki, jak i osoby prywatne mogą stać się zaufanym dostawcą treści poprzez jej kuratelę. Nie trzeba generować własnych artykułów, grafik itd. Czasami wystarczy, że poświęciliśmy czas na przejrzenie czegoś, przeczytanie i skomentowanie, a potem przekazujemy to swojej społeczności z adnotacją co jest w tym fajnego, a co nie. Zaoszczędzamy cudzy czas.

Spójność wizerunku również jest bardzo ważna w personal brandingu i kumulacji kapitału zaufania. Tutaj sytuacja niczym się nie różni od marketingu i PRu korporacji. Jeśli tworzymy swój obraz w umysłach społeczności, naszych subskrybentów, czytelników, to powinniśmy być konsekwentni. Oczywiście czasami trudno oddzielić prywatność od spraw zawodowych, ale najlepiej w takich sytuacjach ciągle być sobą. Nie pozować, nie tworzyć sztucznego, wirtualnego bytu osobistego, który pryśnie przy pierwszym spotkaniu networkingowym.

Powinniśmy również mówić więcej o innych, niż o sobie. Jeśli mamy już wyrobioną pewną pozycję w swoim środowisku zawodowym warto polecać inicjatywy znajomych, ich blogi, wpisy. Zaraz, jak to?! Spytacie, czemu macie polecać innych, skoro chcecie promować siebie? Bo to buduje więzi, relacje i drobne przysługi. Skoro ja podlinkowałem tekst od Socjomania.pl, to oni być może niedługo podlinkują jakiś ode mnie. Reguła wzajemności Cialdiniego, niby staroć, a nie rdzewieje.

Kolejne dwa punkty to trochę moja radosna twórczość, którą jednak staram się praktykować i uważam, że przynosi wiele dobrego. To dwie postawy społeczne, jakie warto zinternalizować, czyli postawa „wdzięczności” i „do usług”. Pierwsza polega na zwykłym dziękowaniu za to , że ktoś udostępnił naszą autorską treść, dodanie czegoś od siebie, a także podziękowanie na przykład z follow na Twitterze. W ten sposób pokazujemy, że nie tylko dbamy o własny wizerunek, ale że po prostu jesteśmy mili. „Do usług” zaś, to postawa, która sprawia, że stajemy się takim łącznikiem, taką ludzką wyszukiwarką Google. Nie raz i nie dwa zagajały do mnie osoby, które szukały jakiegoś linku/infografiki/video. Ja szperałem i podsyłałem. Za darmo! Za zwykłe dziękuję! Po co? Patrz akapit wyżej, Cialdini. Ja pomogę Tobie teraz, Ty pewnie pomożesz mi w przyszłości.

Co zyskujemy poprzez takie działania?

Zanim przejdę do korzyści, muszę jeszcze raz przypomnieć. Przy personal brandingu i budowaniu własnej społeczności, nic nie jest natychmiastowe! Tu musimy kalkulować długofalowo, nie możemy też się zniechęcać porażkami, czy miernymi wynikami. Na wszystko przyjdzie czas, jeśli jesteśmy sumienni i spójni.

I budując nasz kapitał społecznościowy, z pomocą różnych narzędzi i serwisów (to materiał na cały oddzielny wpis) zyskujemy nowe kontakty, w online i offline. Stajemy się również łącznikiem różnych social graphów, będąc w ich centrum, zdarze się również tak, że poznajemy ludzi ze sobą (pozdrowienia dla marketingowych Arturów z Torunia!).

Zyskać możemy również opinię eksperta, to fajne i winduje ego, ale lepiej, żeby to był „tytuł” nadany przez osoby trzecie, przez naszą społeczność. Jednak tytułowanie się ekspertem sprawi, że niektórzy wezmą nas za buca, który myśli, że pozjadał wszystkie rozumy, a ja twierdzę, że lepiej czasem się mylić i przyznać do błędu. Jednocześnie zachowując bardziej ludzki wizerunek.
I koniec końców, możemy również zyskać oferty pracy. Ja na ten przykład w ten sposób uzyskałem staż w Think Kongu, a następnie zostałem zwerbowany do zespołu w faceADDICTED. Obserwowano moją pracę w związku z blogiem, doceniono to co mogę zrobić bez budżetu i jaką wiedzą się dzielę. Zauważyłem również, że argument lepszego wynagrodzenia w zamian za wcześniejszą mordęgę związaną z budowaniem personal brandu jest dość kluczowy dla wielu czytelników. 😉

Gdzie szukać inspiracji?

Przede wszystkim w książkach Chrisa Brogana: Zaufanie 2.0 i Google+ dla Biznesu. Obydwie recenzowałem i uważam, że zawierają wiele świetnych rad na temat budowania społeczności i własnego „ludzkiego” wizerunku w social media.

Drugą inspiracją dla mnie był blog Pawła Tkaczyka. Żadne zaskoczenie, bo Paweł w świetny sposób wykorzystuje wszystko to o czym pisze Brogan i przenosi to na grunt polski.

Jeśli zaś chcecie trochę teoretycznej wiedzy na temat kapitału społecznego, to polecam lekturę Francisa Fukuyamy: Zaufanie: kapitał społeczny a droga do dobrobytu.

I to chyba tyle, dziękuję za to , że zaufaliście mi na tyle, żeby kliknąć w link i dobrnąć aż tutaj. Oby moje mądrości przydały się Wam w tworzeniu swoich osobistych marek i promowaniu swojej wiedzy. Dla tych, którzy nie mogli być na Czwartku Social Media wrzucam jeszcze swoją prezentację: Trust me, I’m blogger.

Rzekłem!
Jakub „Pijaru Koksu” Prószyński

Ten wpis został opublikowany w kategorii Blogosfera, Książki, Marketing, Psychologia, Social media, Internet, PR, reklama i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

18 odpowiedzi na „Zainwestuj w kapitał społecznościowy!

  1. Alice pisze:

    The page you requested cannot be found. If you reached this page by clicking on a link on our site, the webmaster will be notified automatically.
    Thank you for your patience,
    The Prezi team

    😦

    A tak btw. szkoda że Czwartki wypadają w Warszawie…

  2. Karol Dębkowski pisze:

    Jezu, jak fajnie, że coraz więcej osób o pisze z sensem o budowaniu swojej konkretnej, personalnej marki w SM.

    Problem jest tylko jeden – jeśli z normalnej, jakiekolwiek inwestycji każdy potrafi wyciągnąć pieniążek, to w przypadku budowania osobistej marki na etapie początkowym i średnim do wyciągania jakichkolwiek ‚zysków’ z inwestycji też potrzebne są nieliche umiejętności.

    • Karol, dlatego nie wspominam o takich realnych zyskach. Bo być może niektórym się tak przytrafi, że będą zarabiać na blogu itd.

      Ja na blogu zarabiam tyle, że dostaję gadżety do testów, książki do recenzji, czy zaproszenia na konferencje. Bardziej barter. Przez wiele miesięcy jednak to była praca w pocie czoła za „dzięki” od społeczności, a to też wiele!

  3. Fajne, można wydrukować i rozdawać pod wydziałami polskich uczelni. 🙂

  4. No dobra. Dobre to! Przyczepiłbym się tylko do tego, że „wdzięczność i do usług” to hybrydy reguły wzajemności, więc dlatego działają 😉 Różnica jest tyko taka, że pozwalają operować relacjami na innych poziomach.

    Tak abstrahując. Heh, podoba mi się końcówka tego słowa. To budowanie własnej marki – jak dla mnie – jest trochę naciągane. Jakby tak przyjrzeć się temu co się dzieje (blogosferze) to budują ją tylko Ci, którzy o tym mówią. Inni czytają i to wszystko. Ciężko wcielać w życie idee przepisów BHP wszystkim tym, którzy nie są BHPowcami – choć każdy przedsiębiorca musi to mieć 😉 Mam nadzieję, że piszę jasno 😉

  5. O pisałeś coś o NK? Warto/Nie warto tam być?

    • W moim podejściu nie warto. Nie widzę tam nic ciekawego, co miałoby mnie skłonić do przesiadywania tam.

      Co do Twojego poprzedniego komentarza. To nie tylko blogerzy mogą korzystać z personal brandingu. Spójrz na przykład na to jak w sieci operuje Michał Sadowski.

  6. Czyli on nie jest blogerem?

  7. Aga pisze:

    Kojarzy mi się to z kreowaniem swiadomego digital footprint w edukacji…plus akcja „do uslug”, ktora bardzo mi sie podoba, ale jest czasami nadużywana przez niektórych studentów… Dzieki za interesujacy tekst.

Dodaj komentarz